Znowu obudziło mnie słońce, w sumie nic dziwnego, skoro jak zwykle zapomniałam o zaciągnięciu rolet. Niespecjalnie się tym przejęłam, ponieważ wszystkie niedogodności wynagrodziła poranna kawą, którą wypiłam siedząc na parapecie.
Zajęcia i tak krótkie, dziś skończyły się pół godziny wcześniej, więc postanowiłam odebrać pocztę. Tak się zaczytałam, że niemalże znalazłam się pod samochodem, a następnie minęłam swój akademik. W związku z tym postanowiłam przejść się trochę po dzielnicy, w której mieszkam. Dzielnica jest urocza, wzdłuż ulicy ciągną się lekko zaniedbane przedwojenne wille, nierzadko oplecione bluszczem. Klimatycznie.
Spacer zakończyłam na odkryciu małej kawiarenki, gdzie wzięłam rogalika z malinami (croissant framboise) oraz kawę. Poczułam się bardzo francusko, zwłaszcza, że rogalik po prostu zwalał z nóg.
Nie oparłam się też bagietce, którą z coraz większą dumą noszę w torebce.
I jeszcze się pochwalę - żonkile i krokusy kwitną jak szalone, za oknem czternaście na plusie.
Wiosna.
3 stopnie na plusie, bagietki czerstwe, bo z tesco, krokusy w doniczkach w cenach, o jakich nie warto wspominać.
OdpowiedzUsuńA i tak wszyscy odetchneli, bo właściwie już po zimie.