Czyli dlaczego Francuzi oddają puste kartki, a Polacy wymyślają odpowiedzi.
Skoro już dostałam rezultaty wszystkich egzaminów i jak się okazało zaliczyłam semestr i właśnie cieszę się wakacjami, mogę napisać słów kilka o tym, jak było.
Otóż 30 minutowe testy, które zdarzało mi się zaliczać do tej pory to zasadniczo nic takiego. W ciągu trzech dni zdawania (w sumie sześć dni zwykłych) miałam 7 egzaminów, wszystkie pisemne, opisowe i refleksyjne. I po francusku.
Czułam się mniej więcej tak jak po maturze, kiedy wyszłam z sali po kilku godzinach pisania i myślałam, że odpadnie mi ręka. Co więcej komentarze profesora z psychologii klinicznej rzucane beznamiętnym głosem i pokerową twarzą („jeśli będziecie mieć poprawkę z mojego przedmiotu to nie nadajecie się na psychologów”), nie nastrajały zbyt pozytywnie.
Najbardziej natomiast dziwiły mnie puste kartki, oddawane przez kolegów Francuzów. Rozumiem łatwo nie było, z moją znajomością języka już całkiem, ale żeby nic nie napisać?
Później na konsultacjach naszych prac okazało się, że to całkiem powszechny zwyczaj i otrzymanie jednego punktu na dwadzieścia możliwych nie jest niczym hańbiącym. Z drugiej strony przysłuchując się ich rozmowom przed i po egzaminach zastanawiałam się czy oni w ogóle przygotowali się do tych egzaminów.
Specjalistką nie jestem i za taką się nie uważam, ale niektóre herezje głoszone przez studentów były powalające.
A w pytaniach refleksyjnych przydaje się polska fantazja. Nawet jak się nie zna precyzyjnej odpowiedzi, można skorzystać z wiedzy ogólnej, dodać kilka mądrze brzmiących zdań, zdać się na logikę i trochę polać wodę.
Francuzi chyba tego nie potrafią.
Powiedzenie "Polak potrafi" odnosi się również do tej sytuacji ;)
OdpowiedzUsuń