3/24/2010

Kuchnia Marokańska

Zazwyczaj wieczory kulinarne zaczynają się około 20. Tym razem udało nam się zasiąść około 22 co i tak uznaliśmy za spory sukces, bo jak to podsumowała Milena „Marokańczycy są jak Włosi, zawsze spóźnieni”. W każdym razie, gdy już zasiedliśmy do stołu, dostaliśmy zakaż używania talerzy i sztućców, żeby było bardziej tradycyjnie.

Kuskus z ośmioma rodzajami warzyw i kurczakiem został podany na 4 dużych półmiskach, następnie każdy dostał przykaz dokładnego umycia rąk i w końcu zaczęliśmy jeść. Rękami właśnie. Taki nieformalny sposób jedzenia wywołał sporo radości i sprawił, że nagle wszyscy zaczęli rozmawiać dużo głośniej niż zwykle (i już znamy tajemnice Arabów, dlaczego zawsze krzyczą:). Każdy też uznał, że taka kuchnia i rodzaj jedzenia są zdecydowanie fantastyczne.

Na deser dostaliśmy herbatę marokańską, mocną i słodką jak miód. Za to nie mogłam po niej zasnąć do 3. Oczywiście o północy strażnik znowu przyszedł nas uciszać. Powoli staje się to naszą małą tradycją, prawie tak samo ważną, jak gotowanie, zastanawiam się tylko po którym wieczorze wylecimy z tego akademika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz